sobota, 25 marca 2017

11.

Mijają kolejne dwa tygodnie zanim zbieram w sobie odwagę na tyle, by pójść do Casey'a. Popycham drzwi i wchodzę do sali, w której leży. Siadam przy jego łóżku i chwytam go za dłoń.
- Cas... Nie umiem już dłużej bez Ciebie żyć. Byłam głupia, gdy prosiłam Cię o złamanie mi serca... Kocham Cię. - delikatnie muskam jego wargi. - I wiesz... Jest jedna rzecz, którą powinieneś usłyszeć. - biorę jego rękę i kładę na lekko już widocznym brzuszku. - Od siedmiu tygodni nie jestem już sama... Mam przy sobie, pod sercem, małego Moretę. - wyznaję i choć na chwilę się uśmiecham. - Bardzo chciałby mieć tatę obok. - dodaję, spoglądając na niego.
Casey delikatnie otwiera oczy i mruga nimi kilka razy. Moje serce przyśpiesza. Obudził się, po takim czasie.
- Rena... - mówi słabym głosem i splata nasze palce razem.
- Ciii... Nic nie mów. Dobrze, że się obudziłeś. - cmokam go w polik.
- Była tu Nia. Czemu mi nie powiedziałaś o Robbiem? - pyta.
- Stwierdziłam, że to nieistotne. - odpieram. Do tej pory nie powiedziałam Robbiemu prawdy, że go nie kocham.
- Nieistotne? Facet, który uleczył, złamane przeze mnie, twoje serce jest nieistotny? Chciałem mu podziękować, że tym samym złamał moje. - jego głos jest poważny.
- Ale... Kocham tylko Ciebie, on się nie liczy. - zaczynam się tłumaczyć.
- Oczywiście. - odburkuje i odwraca wzrok. - Chciałem poczuć twój ból, ale... Chyba ty powinnaś chcieć wiedzieć co czuję.
- I chcę. Chcę wiedzieć co czujesz.* - ponownie biorę jego dłoń w swoją, ale szybko ją zabiera.
- Powiedz, tylko kłamałaś.* - patrzy mi prosto w oczy.
- Tak, kłamałam! - nie wytrzymuję i podnoszę się z miejsca. Przyznaję mu rację, choć to nieprawda.
- Tak myślałem. Wyjdź. - zaciska oczy, by się nie rozpłakać.
Wychodzę i idę do damskiej toalety. Upewniam się, że jestem sama i znów się okaleczam. To chyba najlepsze rozwiązanie dla wszystkich kłopotów.

--------------------
*Fragment z piosenki Hey Violet "Break My Heart"

sobota, 18 marca 2017

10.

Budzę się w ramionach Robbiego i zaczynam analizować wydarzenia minionej nocy. Chłopak otwiera oczy i spogląda na mnie w uśmiechem.
- Dzień dobry, kochanie. - całuje mnie w usta.
Nic mu nie odpowiadam. Jestem zagubiona. Jeszcze wczoraj rano tęskniłam za Casey'em... I jeszcze tak niedawno byłam tylko jego. Czuję się okropnie, tak jakbym go zdradziła.
- Chyba musisz iść do pracy. - stwierdzam i siadam, okrywając się kołdrą.
- Racja. - wstaje i zaczyna się ubierać. - Spotkamy się później. - cmoka mnie w policzek i wychodzi.
Wyciągam jakieś czyste ubrania i idę do łazienki. Najpierw muszę wziąć długi i zimny prysznic. Źle się czuję z tym co zrobiłam.

Schodzę do kuchni, gdzie Nia je śniadanie, co chwila uśmiechając się do telefonu.
- Z kim tak piszesz? - pytam, wyciągając z lodówki kilka warzyw na sałatkę.
- Z Brennanem. - odpowiada i spogląda na mnie. - A kto u Ciebie spał?
- Co? Przecież... - próbuję ją okłamać.
- Widziałam go. Przystojny. - przerywa mi. - Nie powiesz starszej siostrze z kim się umawiasz? Nie ładnie tak.
- Okay. To Robbie. Ale... To jeszcze nic poważnego. - odpieram i siadam z miską sałatki naprzeciwko niej.
- Taa... Było Was słychać aż w ogrodzie. - rzuca i wstaje od stołu.
- Nie czepiaj się. Ty miałaś niecałe piętnaście lat jak robiłaś to z Benko! - atakuję ją słownie.
- Ja to ja. Ty jesteś jeszcze za młoda, Pyreno Lucrezio. - odgryza się i wychodzi, wybierając numer do chłopaka. Chyba znów coś między nimi jest.

Po śniadaniu idę do Mirandy. Pomimo iż tata Kenny proponował, że podrzuci mnie po drodze, to jednak wolę się przejść. Od tego wypadku mam uraz do aut.
Siadam z Miller w salonie i opowiadam jej wszystko co się wydarzyło w moim życiu. Jest starsza, więc lepiej się zna i na pewno da mi dobrą radę.
- Uh, nie wiem co Ci powiedzieć. - wzdycha i chwyta moje dłonie. - Jeśli nie kochasz Robbiego, to musisz z nim porozmawiać. A z Casey'em... Musisz czekać co z nim dalej. Myślę, że to kwestia dni. Pojedź do niego, powiedz jak bardzo kochasz i czekaj.
- Dziękuję. Zawsze mogę na Ciebie liczyć. - przytulam się do niej. Jest naprawdę wspaniałą przyjaciółką.

sobota, 11 marca 2017

9.

Lekarzom udaje się ustabilizować Casey'a, ale nie wracam już do jego sali. Jadę prosto do domu, gdzie od razu kładę się w swoim łóżku. Ostatnio nie czuję się najlepiej.

Rano drzwi do mojego pokoju lekko się uchylają i zauważam w nich Nię z tacą.
- Przyniosłam Ci śniadanie. - stawia posiłek na szafce i siada na brzegu łóżka. - Jak się czujesz? - pyta z troską.
- Nie jest źle. - odpieram i rzucam w kąt kolejną zasmarkaną chusteczkę do nosa. - To tylko przeziębienie, a miałam iść dziś na kawę z kumplem. - dodaję i sięgam po kolejną chusteczkę.
- Oj Rena, Rena... Zawsze musisz coś zrobić... - obejmuje mnie ramieniem. - A co z Casey'em?
- Nic. Nie wiadomo co będzie z nim dalej. - odpowiadam i zaczynam jeść.
- Będziemy musieli znaleźć kogoś na jego miejsce. Gadałam już z Mirandą i jedziemy dziś na spotkanie z pierwszym kandydatem. - oznajmia.
- Wiecie, że Morety nikt nie zastąpi? - spoglądam na nią.
- Tak, ale nie możemy dłużej czekać. Brennan dzwonił i powiedział, że mamy tylko dwa tygodnie na dostarczenie kolejnego demo. - wyjaśnia i wstaje. - Wpadnę później. - rzuca i wychodzi.
Zjadam śniadanie i zaczynam się szykować do wyjścia. Robbie wydaje się całkiem fajny i nie chcę stracić takiej szansy.

Równo o 4 PM spotykamy się w kawiarni. Siadamy przy stoliku z widokiem na panoramę miasta i zamawiamy po małej latte. Co chwilę powstrzymuję się od kichnięcia.
- Więc... Jesteś wokalistką? - pyta, z ciekawością wsłuchując się w to co mówię.
- Tak. A Ty też masz zespół? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Tak. Lovesick Riot. Chcesz posłuchać jakiejś piosenki? - proponuje.
- Chętnie. A Ty? - wyciągam z kieszeni telefon i słuchawki.
- Oczywiście. - odpowiada i podsuwa mi MP3. - To nasz najnowszy utwór. - włącza go, a ja wsłuchuję się w niego.
Gdy piosenka się kończy, pokazuje mu nasz najnowszy utwór i dopiero, gdy nastaje cisza, wymieniamy się opiniami.

Późnym wieczorem Robbie odprowadza mnie pod dom. Całą drogę rozmawiamy i śmiejemy się, jakbyśmy znali się od dawna.
- Wejdź jeszcze na chwilę. Pokażę Ci mój pokój. - ciągnę go za rękę.
- Tylko na chwilę. Jutro z rana mam próbę. - zgadza się i wchodzimy.
Na szczęście nikogo nie ma w domu, więc swobodnie oprowadzam go po wszystkich pomieszczeniach. Nagle, niespodziewanie, stojąc w przedpokoju przed lustrem, Robbie zaczyna mnie całować.

--------------------
--------------------
No to się namieszało... I pomyśleć, że zbliżamy się powoli do końca... Obiecuję, będzie się jeszcze dużo działo :)

A jeśli chodzi o Robbiego...
W tym FF być może go polubicie, a w rzeczywistości...
Może być różnie.
Przyznam szczerze, że mi samej sporo czasu zajęło polubienie go, ale teraz widzę, że jest fajnym, młodym i ambitnym chłopakiem. Włączcie sobie np. jego cover do utworu "Sorry", piosenkę "Peace of Mind" czy "Paramount" z poprzednim zespołem i sami spróbujcie.

Muszę też dodać, że Robbie, Nate i Lovesick Riot obserwują mnie na Snapchacie,
niecały miesiąc temu Picker polubił mój tweet i podał dalej na swój tt, a całkiem niedawno, bo 1.03., odpisał mi na DM na temat rysunku (inspirowanego zdjęciem powyżej).
Kiedy już myślałam, że spokojnie doczekam publikacji rozdziału, bez dopisywania czegoś w notce, Nate polubił mój tweet i retweetnął.

Chyba jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się tyle dobrych rzeczy w tak krótkim czasie (i tu Rikeroholic pewnie by dodała "a i tak ciągle narzeka jak to ma źle w życiu").

Na koniec dodam, że edytowałam tę notkę 7 razy, bo ciągle się coś działo i teraz się zastanawiam, czy nie jest za długa w porównaniu z rozdziałem.

BTW, dziś zostawiam Was w takim momencie, z nowym utworem Hey Violet "Break My Heart" i życzę wszystkim miłej soboty :)
--------------------

--------------------

sobota, 4 marca 2017

8.

Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej tracę nadzieję, że się obudzi. To 'niebawem' trwa już ponad trzy tygodnie. Mam już dość tego oczekiwania, życia w niepewności.
Siadam pod ścianą w łazience i pomimo tego co sobie obiecałam, znów sięgam po scyzoryk. Jedna rana, druga...
- Rena, masz gościa! - woła Nia przez drzwi.
- Zaraz przyjdę. - odpieram i po raz trzeci przeciągam ostrzem po skórze.
Odczekuję chwilę, aż ból fizyczny maskuje psychiczny i obmywam rękę. Bandażuję ją i naciągam mocniej rękawy od bluzy Casey'a, tej samej co przez ostatnie tygodnie. Poprawiam jeszcze włosy i idę do salonu. Na kanapie siedzi pani Moreta.
- Dzień dobry. - witam się i siadam naprzeciwko niej.
- Dzień dobry. Jak się czujesz? - pyta, chwytając moją dłoń.
- Jest dobrze. - odpowiadam. - A co z Casey'em? - chcę się czegoś dowiedzieć, bo nie byłam tam już od trzech dni.
- Właśnie o tym chciałam porozmawiać. Pogorszyło mu się. Lekarze robią co tylko mogą, ale szanse są bardzo małe. - oznajmia, a mój świat rozpada się na miliardy kawałków.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć... Chyba powinnam do niego pojechać. - wstaję i ubieram swoje trampki.
- Podwiozę Cię. - proponuje, podchodząc do mnie.
- Nie trzeba. Dziękuję. - odpieram i wychodzę.
Łzy spływają po moich policzkach, a wiatr rozwiewa mi włosy. Idę powoli, myśląc nad tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło, gdy nagle na kogoś wpadam. Podnoszę na tę osobę wzrok, ocierając łzy.
- Przepraszam. - szeptam i chcę iść dalej, ale chłopak zatrzymuje mnie.
- Nie ma za co. To moja wina. - mówi i uśmiecha się do mnie. - Robbie. - wyciąga do mnie rękę.
- Rena. - ściskam jego dłoń.
- Może dasz się zaprosić na kawę? - pyta, patrząc na mnie z nadzieją.
- Okay. Jutro? - zgadzam się. W końcu mam szansę zapełnić pustkę w sercu.
- Pasuje. O czwartej popołudniu w tej kawiarence? - wskazuje na lokal po drugiej stronie ulicy.
- Tak. Do jutra. - żegnam się i ruszam dalej.

W szpitalu jestem kwadrans później. Siadam przy łóżku Morety i patrzę na niego. Strasznie schudł przez ten czas. Od pięciu tygodni jest w śpiączce.
- Gdybyś wiedział co się dzieje w naszym życiu to chyba wolałbyś nie wracać. - zaczynam. - Wszystko po kolei się wali. Rodzice dalej się kłócą, Nia ciągle narzeka, że Brennan chce z nią rozmawiać, Miranda się zamartwia, a ja wróciłam do cięcia się. Mam tego dość. - uderzał zaciśniętą dłonią o brzeg łóżka. - Okay, chciałam abyś złamał mi serce, ale nie w taki sposób! - podnoszę głos. - Mogłeś powiedzieć, że mnie nie kochasz i to tylko kłamstwo i być moim przyjacielem, a nie targnąć się na życie! - ciągnę nosem, ścierając łzy z twarzy.
W tym momencie rozlega się głośne pikanie i do sali wpadają lekarze. Jedną z pielęgniarek wyprowadza mnie na korytarz, a ja zupełnie nie wiem co się dzieje. Siadam na jednym z wolnych krzeseł i próbuję się uspokoić. 'To nie twoja wina, Rena. Nie twoja...' powtarzam sobie w myślach, choć wiem, że to jest moja wina. Zdenerwowałam go i tyle. Czemu zawsze muszę wszytko skopać?