Ze specjalną dedykacją dla Rikeroholic
Otwieram oczy i spoglądam na śpiącego Casey'a. Zasnęliśmy wtuleni w
siebie w salonie na kanapie. Podnoszę się nieco, by móc lepiej go widzieć i
delikatnie gładzę jego rękę. Jaskółka wytatuowana na jego ramieniu wygląda
naprawdę nieziemsko. Nigdy nie pytałam się go o znaczenie, ale jestem pewna, że
ma je i to bardzo mądre. Składam na jego klacie co chwilę całusa, za każdym
razem wyżej, aż w końcu złączam nasze usta. Moreta budzi się i od razu się
uśmiecha.
- Jak się spało? - pyta, przyciągając mnie bliżej.
- Dobrze. Mogłabym tak codziennie. - odpowiadam, a dopiero po chwili
docierają do mnie moje słowa. Zabrzmiało to cholernie egoistycznie i ujawniło
moje uczucia.
- Ja też. - odpowiada i cmoka mnie w czoło. - Chodź, zjemy śniadanie.
- wstaje i kieruje się do kuchni.
Idę za nim, siadam przy stole i czekam aż przygotuje posiłek. Robi
najlepsze kanapki na świecie.
Około 10 wsiadamy do auta i jedziemy z powrotem do domu. Tak jak
obiecał, ma mnie podrzucić i potem pomóc z przygotowaniem małej imprezy. Widoki
za oknem zmieniają się co jakiś czas. Raz słońce, raz chmury. Raz jezioro, a
raz góry. Raz miasto, raz wieś. Raz droga prosta, a raz kręta. Świat jest taki
piękny...
Zjeżdżamy z małej górki, przez rondo i pędzimy leśną drogą.
- Casey, zwolnij. - proszę Moretę, widząc na liczniku 120 km/h. Boję
się nieco takiej prędkości.
- Spokojnie, Rena. Panuję nad wszystkim. - odpiera, jednocześnie
przyspieszając do 130 km/h.
Wpatruje się w okno, warunki pogodowe pogarszają się nieco. Wjeżdżamy
w zakręt, gdy nagle z drugiej strony wyłaniają się dwa światła ogromnego auta
dostawczego.
- Uważaj! - chwytam kierownicę, próbując uniknąć zderzenia, ale jest
za późno.
Słyszę huk, czuję mocne szarpnięcie. Pas łagodzi moje 'spotkanie' z
deską rozdzielczą. Cas jednak nie jest zapięty i z ogromną siłą jego głowa
uderza o kierownicę. Z auta dostawczego wypadają ryby, ale nic po za tym.
Kierowca zamyka tylko drzwi i odjeżdża. Spod wgniecionej maski samochodu Casa
zaczyna wydobywać się dym. Dzwonię po pomoc i ostatkami sił wyciągam chłopaka z
auta. Ciągnę jego bezwładne ciało na pobocze i w ostatniej chwili kładę się na
ziemi. Jego auto eksploduje, a ogień wystrzela w górę. Odłamki szkła, plastiku
i metalu zostają wyrzucone we wszystkie strony.
- Wszystko będzie dobrze. - szeptam i kładę głowę na wysokości serca
Casey'a. - Bedzie dobrze.
Dzięki za dedykację!
OdpowiedzUsuńTym razem nie prosiła by złamał jej serce... A to już nowość.
Biedny Cas - cało z tego raczej nie wyjdzie.
Pozdrawiam :)