sobota, 11 lutego 2017

5.

Ze specjalną dedykacją dla Rikeroholic

Otwieram oczy i spoglądam na śpiącego Casey'a. Zasnęliśmy wtuleni w siebie w salonie na kanapie. Podnoszę się nieco, by móc lepiej go widzieć i delikatnie gładzę jego rękę. Jaskółka wytatuowana na jego ramieniu wygląda naprawdę nieziemsko. Nigdy nie pytałam się go o znaczenie, ale jestem pewna, że ma je i to bardzo mądre. Składam na jego klacie co chwilę całusa, za każdym razem wyżej, aż w końcu złączam nasze usta. Moreta budzi się i od razu się uśmiecha.
- Jak się spało? - pyta, przyciągając mnie bliżej.
- Dobrze. Mogłabym tak codziennie. - odpowiadam, a dopiero po chwili docierają do mnie moje słowa. Zabrzmiało to cholernie egoistycznie i ujawniło moje uczucia.
- Ja też. - odpowiada i cmoka mnie w czoło. - Chodź, zjemy śniadanie. - wstaje i kieruje się do kuchni.
Idę za nim, siadam przy stole i czekam aż przygotuje posiłek. Robi najlepsze kanapki na świecie.

Około 10 wsiadamy do auta i jedziemy z powrotem do domu. Tak jak obiecał, ma mnie podrzucić i potem pomóc z przygotowaniem małej imprezy. Widoki za oknem zmieniają się co jakiś czas. Raz słońce, raz chmury. Raz jezioro, a raz góry. Raz miasto, raz wieś. Raz droga prosta, a raz kręta. Świat jest taki piękny...

Zjeżdżamy z małej górki, przez rondo i pędzimy leśną drogą.
- Casey, zwolnij. - proszę Moretę, widząc na liczniku 120 km/h. Boję się nieco takiej prędkości.
- Spokojnie, Rena. Panuję nad wszystkim. - odpiera, jednocześnie przyspieszając do 130 km/h.
Wpatruje się w okno, warunki pogodowe pogarszają się nieco. Wjeżdżamy w zakręt, gdy nagle z drugiej strony wyłaniają się dwa światła ogromnego auta dostawczego.
- Uważaj! - chwytam kierownicę, próbując uniknąć zderzenia, ale jest za późno.
Słyszę huk, czuję mocne szarpnięcie. Pas łagodzi moje 'spotkanie' z deską rozdzielczą. Cas jednak nie jest zapięty i z ogromną siłą jego głowa uderza o kierownicę. Z auta dostawczego wypadają ryby, ale nic po za tym. Kierowca zamyka tylko drzwi i odjeżdża. Spod wgniecionej maski samochodu Casa zaczyna wydobywać się dym. Dzwonię po pomoc i ostatkami sił wyciągam chłopaka z auta. Ciągnę jego bezwładne ciało na pobocze i w ostatniej chwili kładę się na ziemi. Jego auto eksploduje, a ogień wystrzela w górę. Odłamki szkła, plastiku i metalu zostają wyrzucone we wszystkie strony.
- Wszystko będzie dobrze. - szeptam i kładę głowę na wysokości serca Casey'a. - Bedzie dobrze.

1 komentarz:

  1. Dzięki za dedykację!
    Tym razem nie prosiła by złamał jej serce... A to już nowość.
    Biedny Cas - cało z tego raczej nie wyjdzie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń