sobota, 25 lutego 2017

7.

Dwa dni później zostaję wypisana do domu. Nie jadę tam jednak, tylko idę do Casey'a. Nie jestem pewna czy on w ogóle wie, że przy nim jestem, ale nie chcę by był sam. Siadam przy jego łóżku i opowiadam mu o tym co się wydarzyło. Nie jest to dla mnie łatwe. Jeszcze tak niedawno rozmawialiśmy, śmialiśmy się i całowaliśmy.
- Jedź i odpocznij. - pani Moreta staje za mną i kładzie dłoń ma ramieniu.
- Nie trzeba. Lubię przy nim być. - odpieram, spoglądając na nią. - Ale jeśli pani tak nalega to dobrze. - wstaję i żegnam się.

Wracam do swojego domu i siadam w pokoju. Zdejmuję z nóg trampki i rzucam w kąt. Kładę się na łóżku i rozmyślam nad przyszłością. Nie jest zbyt kolorowa. Życie bez Casey'a jest okropne. Nie chodzi już tylko o uczucie, które zaczęło się między nami rodzić, ale też pracę. Musieliśmy przełożyć nagrywanie piosenek na nową płytę, a co się z tym wiąże, także trasę.

Przez kolejny tydzień codziennie odwiedzam Casey'a i z każdym dniem tęsknię za nim coraz bardziej.
Przyjeżdżam do szpitala tuż po śniadaniu i siadam przy jego łóżku. Chwytam jego dłoń w swoją i wpatruję się w niego z czułością.
- Dzień dobry. - wysoki mężczyzna wchodzi do sali, a w ręce trzyma jakąś dokumentację.
- Dzień dobry. - odpowiadam, próbując się uśmiechnąć.
- Jestem jego lekarzem prowadzącym. Przyszedłem tylko zobaczyć jak się ma. - wyjaśnia i podchodzi do chłopaka.
Odsuwam się kawałek i obserwuję jak doktor bada Moretę. Zapisuje sobie coś w tych papierach i odwraca się przodem do mnie.
- Wyniki się poprawiły. Proszę być dobrej myśli. Powinien niebawem się obudzić. - oznajmia i spogląda ostatni raz na Casa. - Ma pan szczęście, że to pana dziewczyna. Śliczna i opiekuńcza.
- I wytrwała. - dorzucam.
- Dokładnie. Miłego dnia. - żegna się i wychodzi do innych pacjentów.
Zostaję znów sama z Casey'em. Nie wiem, czy wie o czym do niego mówię, ale opowiadam mu o tym co u mnie, jak między Nią a Brennanem i inne plotki. Staram się myśleć pozytywnie, choć z każdym dniem to coraz trudniejsze.

sobota, 18 lutego 2017

6.

Gdy otwieram oczy, nie jestem już na miejscu wypadku. To szpital. Mama Ana siedzi na krześle przy moim łóżku i gładzi moją dłoń, a tata Kenny czule obejmuje ją ramieniem. Z drugiej strony jest Nia.
- Cześć. Witamy z powrotem. - wita się siostra i cmoka mnie w policzek.
Dopiero teraz rodzice zauważają, że się obudziłam.
- Córeczko... - zaczyna mama. - Martwiliśmy się o Ciebie. Lekarz mówi, że to tylko kilka zadrapań, ale i tak się baliśmy... Musiałaś dostać krew... Ale będzie dobrze.
- A co z Casey'em? - pytam, podnosząc się nieco.
- Z Casey'em? - powtarza matka, zerkając na tatę.
- Tak. Proszę, powiedz mi. Na pewno coś wiesz. - proszę, a w moich oczach zbierają się łzy. Szykuję się na najgorsze.
- Nie jest dobrze. Lekarze robili co w ich mocy, ale... - mówi ojciec, a każde słowo dobiera bardzo ostrożnie.
- Jakie 'ale'? - siadam, choć nieco kręci mi się w głowie.
- Jego stan jest na ten moment stabilny, ale niestety zapadł w śpiączkę. Nie wiedzą czy się obudzi... - wyznaje.
- Muszę do niego iść. - podnoszę się, chcąc rozłączyć kroplówkę.
- Zostaw to. - Nia chwyta moją dłoń. - Pójdę z Tobą dobrze? - podnosi się z krzesła i otacza mnie ramieniem.
- Okay. - odpieram i opuszczam z nią salę.
Udajemy się na inny oddział i zatrzymujemy przed dużymi szklanymi drzwiami.
- Zaczekaj chwilę. Jego mama i dziewczyna tam są. - siostra zatrzymuje mnie.
- Okay. - siadam na jednym z krzeseł i czekam.
Do moich uszu dobiegają fragmenty kłótni. Dziewczyna nie ma zamiaru z nim być skoro może się nie obudzić. Wychodzi trzaskając drzwiami, a pani Moreta za nią.
- O, Rena. - obejmuje mnie delikatnie. - Dobrze, że nic Ci nie jest.
- Słyszałam co z Casey'em. Przykro mi. - odpieram. - Mogę iść do niego?
- Tak. Może mu się poprawi. - odpowiada i poprawia włosy. - Jadę na chwilę do domu. Niebawem będę. - dodaje i odchodzi.
Delikatnie popycham dłonią drzwi i wchodzę do sali. Siadam na jednym z krzeseł i daję Nii znak, że chcę zostać z nim na chwilę sama.
- Oh Casey... - chwytam jego dłoń. - Czemu? Proszę, obudź się... - całuję go w policzek, a pojedyncze łzy spływają po mojej twarzy. - Chciałam, byś złamał mi serce... I właśnie to zrobiłeś. Wiem, że nie pragnąłeś tego, ale wyszło jak wyszło. Nie jestem zła. Chcę tylko, byś wiedział, że kocham Cię. Na swój własny sposób, ale kocham. - muskam jego usta. - Kocham.

Nie wiem ile czasu siedzę, gładząc jego dłoń, aż w końcu przychodzi lekarz i wygania mnie do swojej sali.
- Ale ja się dobrze czuję. Nie chcę go zostawić samego. - odpieram, robiąc smutną minę.
- Takie są zasady. Odwiedzisz go jutro. - jest stanowczy.
- Okay. - wzdycham i opuszczam salę.
Wracam na swój odział i kładę się w łóżku. Wpatruję się w sufit i oddaję się wspomnieniom. Ostanie dni były najlepszymi w moim życiu. Szkoda, że teraz już tak nie będzie. Bez Casey'a nic nie będzie takie samo.

sobota, 11 lutego 2017

5.

Ze specjalną dedykacją dla Rikeroholic

Otwieram oczy i spoglądam na śpiącego Casey'a. Zasnęliśmy wtuleni w siebie w salonie na kanapie. Podnoszę się nieco, by móc lepiej go widzieć i delikatnie gładzę jego rękę. Jaskółka wytatuowana na jego ramieniu wygląda naprawdę nieziemsko. Nigdy nie pytałam się go o znaczenie, ale jestem pewna, że ma je i to bardzo mądre. Składam na jego klacie co chwilę całusa, za każdym razem wyżej, aż w końcu złączam nasze usta. Moreta budzi się i od razu się uśmiecha.
- Jak się spało? - pyta, przyciągając mnie bliżej.
- Dobrze. Mogłabym tak codziennie. - odpowiadam, a dopiero po chwili docierają do mnie moje słowa. Zabrzmiało to cholernie egoistycznie i ujawniło moje uczucia.
- Ja też. - odpowiada i cmoka mnie w czoło. - Chodź, zjemy śniadanie. - wstaje i kieruje się do kuchni.
Idę za nim, siadam przy stole i czekam aż przygotuje posiłek. Robi najlepsze kanapki na świecie.

Około 10 wsiadamy do auta i jedziemy z powrotem do domu. Tak jak obiecał, ma mnie podrzucić i potem pomóc z przygotowaniem małej imprezy. Widoki za oknem zmieniają się co jakiś czas. Raz słońce, raz chmury. Raz jezioro, a raz góry. Raz miasto, raz wieś. Raz droga prosta, a raz kręta. Świat jest taki piękny...

Zjeżdżamy z małej górki, przez rondo i pędzimy leśną drogą.
- Casey, zwolnij. - proszę Moretę, widząc na liczniku 120 km/h. Boję się nieco takiej prędkości.
- Spokojnie, Rena. Panuję nad wszystkim. - odpiera, jednocześnie przyspieszając do 130 km/h.
Wpatruje się w okno, warunki pogodowe pogarszają się nieco. Wjeżdżamy w zakręt, gdy nagle z drugiej strony wyłaniają się dwa światła ogromnego auta dostawczego.
- Uważaj! - chwytam kierownicę, próbując uniknąć zderzenia, ale jest za późno.
Słyszę huk, czuję mocne szarpnięcie. Pas łagodzi moje 'spotkanie' z deską rozdzielczą. Cas jednak nie jest zapięty i z ogromną siłą jego głowa uderza o kierownicę. Z auta dostawczego wypadają ryby, ale nic po za tym. Kierowca zamyka tylko drzwi i odjeżdża. Spod wgniecionej maski samochodu Casa zaczyna wydobywać się dym. Dzwonię po pomoc i ostatkami sił wyciągam chłopaka z auta. Ciągnę jego bezwładne ciało na pobocze i w ostatniej chwili kładę się na ziemi. Jego auto eksploduje, a ogień wystrzela w górę. Odłamki szkła, plastiku i metalu zostają wyrzucone we wszystkie strony.
- Wszystko będzie dobrze. - szeptam i kładę głowę na wysokości serca Casey'a. - Bedzie dobrze.

sobota, 4 lutego 2017

4.

Rankiem spotykamy się w kuchni. Chłopak smaruje sobie kanapki Nutellą, a na stole stoją dwa kubki kakao.
- Hej. - witam się i siadam na jednym z krzeseł.
- Hej. - odpiera i podnosi na mnie wzrok. - Co taka ponura mina? - pyta, chwytając moją dłoń.
- Nic takiego. Chodzi o wczoraj. - odpieram i zabieram mu kanapkę.
- O to, że Cię kocham? - patrzy na mnie ze smutkiem.
- Tak. Wiesz o co wczoraj Cię prosiłam... - odzywam się i spuszczam wzrok na swoje buty. - Złam mi serce. - żądam, stając przed nim.
- Nie mogę. - kładzie ręce na moich biodrach.
- Nie bądź uparty. - łapię jego dłonie.
- Nie, Rena. Nie dam Ci kolejnego powodu do okaleczania się. - mówi stanowczo i również wstaje. Patrzymy sobie przez chwilę w oczy. - Nie dam... - powtarza, a po chwili złącza nasze usta.
Nie umiem mu się oprzeć. Zarzucam mu ręce na szyję i całuję się z nim. Sadza mnie na szafkę, nie przerywając. Potrzebuję jego bliskości jak nigdy. Przyciągam go bliżej i pogłębiam pocałunek. Pozbywam się jego koszulki, a on mojej. Po chwili na podłodze ląduje mój stanik i dolne części naszej garderoby. Oplatam chłopaka nogami, ciągle muskając jego usta swoimi i wbijając paznokcie w plecy. Jestem cała tylko jego.

Popołudniu postanawiam zadzwonić do Nii. Tęsknię za nią. Wybieram jej numer i czekam aż odbierze.
- Halo? - w końcu słyszę jej głos.
- Hej. Nie zgadniesz co się stało... - zaczynam opowiadać jej o Casey'u, że ma dziewczynę, pomijając fakt o tym co między nami jest.
- Serio? To super. Ja też mam dobrą wiadomość. Załatwiłam nam nowy kontrakt. Co prawda, będę musiała użerać się z Benko, ale najważniejsze, że mi się udało. - mówi z radością w głosie.
- A kiedy wracasz? - pytam.
- Za dwa dni. Szykuj się na dużo tulenia, bo tęsknię, siostra. - odpiera.
- To świetnie. Upiekę ciasto... - zaczynam planować ten dzień, gdy Casey przychodzi i przymila się do mnie głową. - Muszę kończyć. Cas wpadł.
- Okay. To do zobaczenia. - woła i rozłącza się.
Spoglądam na chłopaka. Nie mija chwila, a już czuję jego ciepłe wargi na ciele. Doskonale mnie zna. Nie potrzebujemy słów.

Wieczorem znów leżę w jego ramionach. Tym razem w salonie, wpatrując się w piękno kominka.
- Podoba się? - pyta Cas.
- Pewnie. Szkoda, że jutro musimy wrócić do LA... - wzdycham i odwracam głowę w jego stronę. Nasze usta znów się spotykają.
- Rzeczywiście szkoda. - stwierdza, gdy odsuwamy się nieco od siebie. - Chciałbym już całe życie spędzać z Tobą, tyle czasu, w taki sposób. - gładzi delikatnie mój policzek.
- Ja też... Ale wiesz... Masz dziewczynę, mama chce waszego ślubu... Złam mi serce, tak będzie najlepiej. - mówię, choć wcale tak nie myślę.
Wiele się zmieniło. Nie chciałam być tą jedyną, ale gdy pojawiła się inna... Chcę być tylko jego, jedyna.
Opieram się o niego i zamykam oczy.
- Wiesz, że tego nie zrobię. Kocham Cię. - szepta i składa na moim czole pocałunek.
Jeszcze chwilę leżymy w ciszy, aż w końcu zasypiam, słysząc bicie jego serca. Chcę by już zawsze tak było.